Grupa żołnierzy z plutonu por. "Torpedy" pod murem cmentarza żydowskiego na ulicy Okopowej.
Stoją od lewej: Marian Ławacz ps. "Marek", Krystyna Trzaska ps. "Krysia", Zenon Jackowski ps. "Adaś", Danuta Aniszewska ps. "Danka", Zbigniew Wojterkowski ps. "Sowa", klęczy Jan Romańczyk ps. "Łata"
Nastąpiły trudne dni walki. Zrozumieliśmy, że pomocy nie otrzymamy, że amunicji jest niewiele i każdy pocisk musi trafiać celnie. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy zrzutów. Potrzebowaliśmy amunicji i broni, bo mieliśmy wielu ochotników, których trzeba było uzbroić. Nam też by się jeszcze dodatkowej broni przydało.
4 sierpnia po południu otrzymałem rozkaz zajęcia wraz z kilkoma kolegami budynku po drugiej stronie ulicy Żytniej, przed barykadą, nie zajętego przez nikogo. Rozkaz wykonałem i po dokonaniu rozeznania dostrzegłem, że na rogu ulic Okopowej i Leszno, w fabryczce mydła Majdego, poruszają się Niemcy. Wraz z trzema kolegami uzbrojonymi w karabiny, udaliśmy się na strych, gdzie były otwory w murach. Koledzy zajęli stanowiska przy otworach. Każdy wybrał innego Niemca i na komendę jednocześnie strzelili trafiając trzech Niemców. Niemcy na ślepo otworzyli ogień nie robiąc nam żadnej szkody.
6 sierpnia na ulicy Żytniej i Okopowej zluzował nas pluton por. "Sarmaka", a my zostaliśmy odkomenderowani do fabryki Kamlera. 7 sierpnia zostaliśmy skierowani do Monopolu Tytoniowego na ulicy Dzielnej. W nocy z 7 na 8 sierpnia przeszliśmy do garbarni Pfeiffera na ulicy Okopowej.
10 sierpnia zostałem przez swojego dowódcę, por. "Torpedę", wysłany jako łącznik do dowódcy batalionu kpt. "Niebory". Kapitana nie było w swojej kwaterze, usiadłem więc na rozłożonej macie w pobliżu kwatery i czekałem. Obok mnie siedział również żołnierz, który zainteresował się moją "Błyskawicą" (pistolet maszynowy polskiej produkcji). Pokazałem mu ją dokładnie i wyjaśniłem jej działanie. Poprosił bym dał mu ją do ręki. Wyjąłem magazynek i spełniłem jego prośbę. Następnie poprosił, bym mu ją dał całą z magazynkiem, zabezpieczoną. Spełniłem również tę jego prośbę. Spuściłem iglicę, bo takie zabezpieczenie miała "Błyskawica", włożyłem magazynek, podałem mu ją i obserwowałem, co będzie z nią robił. W tym czasie powstał tumult, że idzie dowódca. Odwróciłem głowę i w tej chwili usłyszałem szczęk mojej "Błyskawicy" i zobaczyłem, jak ten żołnierz odciągnął iglicę i naciska spust. Nagłym ruchem ręki skierowałem lufę do podłogi i padła seria pod nogi kapitana "Niebory". Grupa oficerów towarzyszących kapitanowi "Nieborze", wzięła mnie w obroty i chciała postawić pod sąd wojenny. Z opresji wyratował mnie kapitan "Niebora", który powiedział: "Co chcecie od niego, żeby nie przytomność jego działania, ja bym już nie żył." Dostałem meldunek i zamyślony poszedłem na kwaterę.
4 sierpnia po południu otrzymałem rozkaz zajęcia wraz z kilkoma kolegami budynku po drugiej stronie ulicy Żytniej, przed barykadą, nie zajętego przez nikogo. Rozkaz wykonałem i po dokonaniu rozeznania dostrzegłem, że na rogu ulic Okopowej i Leszno, w fabryczce mydła Majdego, poruszają się Niemcy. Wraz z trzema kolegami uzbrojonymi w karabiny, udaliśmy się na strych, gdzie były otwory w murach. Koledzy zajęli stanowiska przy otworach. Każdy wybrał innego Niemca i na komendę jednocześnie strzelili trafiając trzech Niemców. Niemcy na ślepo otworzyli ogień nie robiąc nam żadnej szkody.
6 sierpnia na ulicy Żytniej i Okopowej zluzował nas pluton por. "Sarmaka", a my zostaliśmy odkomenderowani do fabryki Kamlera. 7 sierpnia zostaliśmy skierowani do Monopolu Tytoniowego na ulicy Dzielnej. W nocy z 7 na 8 sierpnia przeszliśmy do garbarni Pfeiffera na ulicy Okopowej.
10 sierpnia zostałem przez swojego dowódcę, por. "Torpedę", wysłany jako łącznik do dowódcy batalionu kpt. "Niebory". Kapitana nie było w swojej kwaterze, usiadłem więc na rozłożonej macie w pobliżu kwatery i czekałem. Obok mnie siedział również żołnierz, który zainteresował się moją "Błyskawicą" (pistolet maszynowy polskiej produkcji). Pokazałem mu ją dokładnie i wyjaśniłem jej działanie. Poprosił bym dał mu ją do ręki. Wyjąłem magazynek i spełniłem jego prośbę. Następnie poprosił, bym mu ją dał całą z magazynkiem, zabezpieczoną. Spełniłem również tę jego prośbę. Spuściłem iglicę, bo takie zabezpieczenie miała "Błyskawica", włożyłem magazynek, podałem mu ją i obserwowałem, co będzie z nią robił. W tym czasie powstał tumult, że idzie dowódca. Odwróciłem głowę i w tej chwili usłyszałem szczęk mojej "Błyskawicy" i zobaczyłem, jak ten żołnierz odciągnął iglicę i naciska spust. Nagłym ruchem ręki skierowałem lufę do podłogi i padła seria pod nogi kapitana "Niebory". Grupa oficerów towarzyszących kapitanowi "Nieborze", wzięła mnie w obroty i chciała postawić pod sąd wojenny. Z opresji wyratował mnie kapitan "Niebora", który powiedział: "Co chcecie od niego, żeby nie przytomność jego działania, ja bym już nie żył." Dostałem meldunek i zamyślony poszedłem na kwaterę.
Ze wspomnień Jana Romańczyka, ps. "Łata" z batalionu "Miotła" - dzięki uprzejmości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz