niedziela, 2 sierpnia 2009

Drugi dzień sierpnia trwa...



Noc spędziliśmy w magazynach na Stawkach. Znaleźliśmy tam duży skład panterek, używanych przez niemieckich spadochroniarzy, i naturalnie wszyscy się w nie ubraliśmy. Nadało to naszej grupie wojskowy i jednolity wygląd. Niektórzy z nas poszli do Powstania po cywilnemu. Ja miałem piękne buty z cholewami i frencz oficerski, który gdzieś znalazła pani Płachtowska. Nałożyłem na mundur panterkę i byłem niezwykle dumny z mego wyglądu. Te ubrania przydadzą się nam bardzo miesiąc później, ale o tym potem.

Droga do PKO i Montera była odcięta. Niemcy trzymali trasę wschód-zachód. Pułkownik Radosław dał nam rozkaz udania się na Wolę. Spotkaliśmy tam- gdzieś w okolicy ulicy Wolność (sic!) - chłopców z "Zośki". Antek Wojciechowski i Kolumb jechali naszą ciężarówką. Antek nie mógł chodzić. Prowadzili ją więc we dwóch. Pierwszy zajmował się kierownicą, a drugi pedałami.

Jechali Okopową. W pewnym momencie skręcili w ulicę na prawo. Nagle samochód ruszył wstecz z wielką szybkością. Ulicę zajmował czołg niemiecki odległy o jakieś dwieście-trzysta metrów. Znakomici szoferzy, jeden i drugi, wspaniale koordynowali swe ruchy, i wycofali się, nim Niemcy otworzyli ogień. Czołg został później zdobyty przez nas i "Zośkę". Krzysztof brał udział w jego reperacji. Uruchomiony, służył nam potem przez kilka dni.

Droga ze Stawek na Wolę prowadziła przez Okopową i koło garbarni Pfeiffrów, gdzie pracowałem przez rok w 1943. Robotnicy fabryki, zablokowani Powstaniem na miejscu, zrobili nam owację. Nasz oddział, ubrany w panterki (około siedemdziesięciu pięciu ludzi) przechodził obok nich. Ja maszerowałem przy Stasinku Sosabowskim z Thompsonem pod pachą. Garbarze, uszczęśliwieni widokiem polskiego wojska, poznając eks-kolegę, wrzeszczeli:- Cześć Stach, brawo, hurra!- Czułem się dumny i szczęśliwy, chyba jedyny raz w trakcie dwóch miesięcy Powstania. Był to dopiero drugi dzień i mieliśmy nadzieję na nadejście pomocy- zrzutów- w bardzo bliskim czasie.

W książce Miasto niepokonane (autorstwa Kazimierza Brandysa) znajduje się fotografia naszej grupy- chyba jedyna z całego okresu Powstania. W ogrodzie, gdzieś na Woli, oznaczyliśmy białymi prześcieradłami duży prostokąt dla samolotów na zrzuty. Niestety, niebo było puste.

Fotografia grupy żołnierzy Kolegium A zrobiona na Woli.
Stanisław Likiernik stoi w trzecim rzędzie, jako dziewiąty od prawej strony fotografii

Tegoż dnia, 2 sierpnia, zostałem wysłany przez pułkownika Radosława z patrolem do szpitala św. Zofii, zajętego przez policję niemiecką. Mój raport był nadzwyczaj prosty: budynek w dalszym ciągu w posiadaniu Niemców.

Radosław miał na sobie pelerynę i hełm, i takim go widziałem wtedy, pierwszy i ostatni raz podczas Powstania.

W przeddzień na Woli- inspekcja generała Bora-Komorowskiego (mój ojciec znał go dobrze z któregoś pułku kawalerii i miał o nim bardzo pozytywną opinię jako o znakomitym jeźdźcu). Pułkownik Radosław wysłał naszą grupę pod dowództwem Stasinka Sosabowskiego z zadaniem opanowania szpitala św. Zofii na rogu Żelaznej i Leszna.

Po drodze spotkało nas niezwykle serdeczne przyjęcie ludności Woli, która przyniosła nam, co miała najlepszego: chleb, konfitury... Co tylko mogła. Było to wzruszające, tym bardziej gdy wiemy teraz, że wszyscy zostali zamordowani kilka dni później...



Ze wspomnień Stanisława Likiernika, którego działalność została przedstawiona w literackiej i fabularnej formie w książce Romana Bratnego "Kolumbowie" (postać Skiernika). W czasie Powstania Warszawskiego jego szlak bojowy przebiegał przez Wolę, Stare Miasto i Czerniaków w szeregach Zgrupowania "Radosław". Trzykrotnie ranny, został odznaczony Orderem Wojennym "VIRTUTI MILITARI" klasy V-ej. Kilkakrotnie w czasie Powstania był o krok od śmierci m.in. wraz z grupą z batalionu "Zośka" przebił się przez Ogród Saski ze Starego Miasta do Śródmieścia. - dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944

Brak komentarzy: