niedziela, 2 sierpnia 2009

Walka




Grupa żołnierzy z plutonu por. "Torpedy" pod murem cmentarza żydowskiego na ulicy Okopowej.
Stoją od lewej: Marian Ławacz ps. "Marek", Krystyna Trzaska ps. "Krysia", Zenon Jackowski ps. "Adaś", Danuta Aniszewska ps. "Danka", Zbigniew Wojterkowski ps. "Sowa", klęczy Jan Romańczyk ps. "Łata
"

Nastąpiły trudne dni walki. Zrozumieliśmy, że pomocy nie otrzymamy, że amunicji jest niewiele i każdy pocisk musi trafiać celnie. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy zrzutów. Potrzebowaliśmy amunicji i broni, bo mieliśmy wielu ochotników, których trzeba było uzbroić. Nam też by się jeszcze dodatkowej broni przydało.

4 sierpnia po południu otrzymałem rozkaz zajęcia wraz z kilkoma kolegami budynku po drugiej stronie ulicy Żytniej, przed barykadą, nie zajętego przez nikogo. Rozkaz wykonałem i po dokonaniu rozeznania dostrzegłem, że na rogu ulic Okopowej i Leszno, w fabryczce mydła Majdego, poruszają się Niemcy. Wraz z trzema kolegami uzbrojonymi w karabiny, udaliśmy się na strych, gdzie były otwory w murach. Koledzy zajęli stanowiska przy otworach. Każdy wybrał innego Niemca i na komendę jednocześnie strzelili trafiając trzech Niemców. Niemcy na ślepo otworzyli ogień nie robiąc nam żadnej szkody.

6 sierpnia na ulicy Żytniej i Okopowej zluzował nas pluton por. "Sarmaka", a my zostaliśmy odkomenderowani do fabryki Kamlera. 7 sierpnia zostaliśmy skierowani do Monopolu Tytoniowego na ulicy Dzielnej. W nocy z 7 na 8 sierpnia przeszliśmy do garbarni Pfeiffera na ulicy Okopowej.

10 sierpnia zostałem przez swojego dowódcę, por. "Torpedę", wysłany jako łącznik do dowódcy batalionu kpt. "Niebory". Kapitana nie było w swojej kwaterze, usiadłem więc na rozłożonej macie w pobliżu kwatery i czekałem. Obok mnie siedział również żołnierz, który zainteresował się moją "Błyskawicą" (pistolet maszynowy polskiej produkcji). Pokazałem mu ją dokładnie i wyjaśniłem jej działanie. Poprosił bym dał mu ją do ręki. Wyjąłem magazynek i spełniłem jego prośbę. Następnie poprosił, bym mu ją dał całą z magazynkiem, zabezpieczoną. Spełniłem również tę jego prośbę. Spuściłem iglicę, bo takie zabezpieczenie miała "Błyskawica", włożyłem magazynek, podałem mu ją i obserwowałem, co będzie z nią robił. W tym czasie powstał tumult, że idzie dowódca. Odwróciłem głowę i w tej chwili usłyszałem szczęk mojej "Błyskawicy" i zobaczyłem, jak ten żołnierz odciągnął iglicę i naciska spust. Nagłym ruchem ręki skierowałem lufę do podłogi i padła seria pod nogi kapitana "Niebory". Grupa oficerów towarzyszących kapitanowi "Nieborze", wzięła mnie w obroty i chciała postawić pod sąd wojenny. Z opresji wyratował mnie kapitan "Niebora", który powiedział: "Co chcecie od niego, żeby nie przytomność jego działania, ja bym już nie żył." Dostałem meldunek i zamyślony poszedłem na kwaterę.


Ze wspomnień Jana Romańczyka, ps. "Łata" z batalionu "Miotła" - dzięki uprzejmości

Brak komentarzy: