piątek, 31 lipca 2009

Nadchodzi



31 lipca, wieczorem zawiadomiono nas, że godzinę siedemnastą 1 sierpnia wyznaczono na wybuch Powstania.

Nasza grupa, z doświadczeniem zdobytym w wielu akcjach Kedywu i względnie dobrze uzbrojona (broń zdobyczna i kilka Thompsonów ze zrzutów), miała następujące zadania: po pierwsze- zająć magazyny niemieckie na Stawkach, po drugie- udać się do gmachu PKO na Marszałkowskiej jako oddział dyspozycyjny generała Montera - dowódcy Powstania. Instrukcja dalej polecała: po zdobyciu Warszawy powrót do naszych melin, schowanie broni i zachowanie gotowości do ewentualnej działalności podziemnej pod okupacją sowiecką. Ta część planu bardzo mi się nie podobała, bo z ochotą (jako dwudziestojednoletni młodzieniec) poparadowałbym trochę po zwycięstwie, nareszcie oficjalnie i w biały dzień, z nadzieją, że płeć piękna będzie wrażliwa na urok munduru.

1 sierpnia, wychodząc z naszej bazy u państwa Płachtowskich na Gomółki 16, spotkałem Olka Tyrawskiego, mego przyjaciela, na czele plutonu. Nie mieliśmy czasu na rozmowy, tylko na znak ręką. Około godziny piętnastej, kilka minut po spotkaniu, Olek, przy przekraczaniu ulicy Mickiewicza na dolnym Żoliborzu, wpadł pod obstrzał niemieckiego czołgu i został zabity na miejscu kulą w czoło. Był prawdopodobnie pierwszym poległym w Powstaniu.

My, ciężarówką pokrytą plandeką i prowadzoną przez Kolumba, ruszyliśmy w kierunku pierwszego z obiektów do zajęcia: szkoły położonej obok magazynów na Stawkach (dziś obok pomnika na Umschlagplatz, gdzie tablica przypomina naszą akcję). Grupy Kedywu z Woli i Mokotowa miały tam wyznaczone spotkanie z nami- z grupą żoliborską.

Szkołę przejęliśmy o piętnastej trzydzieści. Kolumb ze mną zmieniał miejsce postoju naszej ciężarówki. Zaledwie ruszyliśmy i przejechaliśmy może dziesięć metrów, wybuchł pocisk- dokładnie tam, gdzie staliśmy wcześniej. Był to pierwszy strzał artylerii, którego szczęśliwie uniknęliśmy.

Atak na magazyny odbył się ściśle według planu. Dokładnie o siedemnastej przeskoczyliśmy płot na tyłach magazynów zajmujących blisko hektar powierzchni. Główny budynek był zajęty przez esesmanów, ale w dość ograniczonej liczbie. Bardzo szybko opanowaliśmy gmach, zabijając kilku z nich. Grupa uciekających przez gruzy getta została również zastrzelona.

Wchodząc do budynku, dostrzegliśmy, zaskoczeni, około pięćdziesięciu ludzi w pasiakach obozów koncentracyjnych, którzy biegli w naszym kierunku. Byli to Żydzi, deportowani w większości z Grecji, z Salonik, którzy pracowali w magazynach. Z trudem rozumieli, co się dzieje i że zostali wyzwoleni. Uwolnienie tych więźniów jest również wspomniane na brązowej płycie pamiątkowej.

W dużej Sali na piętrze młody oficer SS zbudował z paczek rodzaj barykady. Ostrzeliwał drzwi- miał najwidoczniej dużo amunicji - przy każdej próbie ich otwarcia. Zauważyliśmy, że drugie wejście znajdowało się obok kryjówki Niemca. Postanowiliśmy rzucić w nie filipinką. Zrobił to Antek Wojciechowski - niestety zbyt szybko, nie chowając się za osłoną, i liczne odłamki blachy zraniły go w nogi. Kolumb, obecny przy tej akcji, był ranny w rękę już przedtem.

Magazyny zawierały całą masę najrozmaitszych produktów: cukier, kaszę itd. Dowiedziałem się już po wojnie, że ludność Starego Miasta przetransportowała na plecach tony tego pożywienia. Dzięki temu Stare Miasto, przez trzy tygodnie walk odcięte od świata, miało co jeść...


Ze wspomnień Stanisława Likiernika, którego działalność została przedstawiona w literackiej i fabularnej formie w książce Romana Bratnego "Kolumbowie" (postać Skiernika). W czasie Powstania Warszawskiego jego szlak bojowy przebiegał przez Wolę, Stare Miasto i Czerniaków w szeregach Zgrupowania "Radosław". Trzykrotnie ranny, został odznaczony Orderem Wojennym "VIRTUTI MILITARI" klasy V-ej. Kilkakrotnie w czasie Powstania był o krok od śmierci m.in. wraz z grupą z batalionu "Zośka" przebił się przez Ogród Saski ze Starego Miasta do Śródmieścia. - dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944


Brak komentarzy: