wtorek, 2 września 2008

Mokotów - przełom sierpnia i września


Mokotów wyglądał inaczej niż dziś. Miał dwie główne osie: Aleję Niepodległości, która była wtedy wyznaczona ale nie zabudowana, a jeśli zabudowana to na początku od ul. Rakowieckiej i coraz bardziej nikła w polu i oś najstarszą - Puławską, która numerację domów zaczyna odwrotnie niż inne warszawskie ulice - od Placu Unii Lubelskiej. Można też za oś uznać ul. Belwederską przechodzącą w Al. Sobieskiego. Mniejsze znaczenie, ale dla powstańców istotne, miała na południu ul. Czerniakowska przechodząca w Sadybę.


Jeśli chodzi o zabudowę to poza Puławską i częścią Al. Niepodległości reszta dzielnicy miała w większości zabudowę niską. W latach trzydziestych powstało na Mokotowie sporo nowoczesnych willi. Przy Puławskiej zachowały się rudery do 1941 r. zamieszkałe w części przez ludność żydowską. Istniały tu niewielkie zakłady i warsztaty rzemieślnicze.

Z północy na południe biegła starowiślana skarpa, która miała znaczenie w czasie walk. Południowa granica Mokotowa przechodziła w pola uprawne, co powodowało że Mokotów w czasie Powstania nie umierał z głodu, choć w drugiej połowie Powstania i pod koniec nie było łatwo. Można było dla wojska i dla ludności cywilnej, ryzykując czasami życiem, zebrać trochę ziemniaków, pomidorów itp.

Powstańczy Mokotów był o wiele większy niż administracyjny zasięg dzielnicy uwzględniając wszystkie walki i wypady, z dużym przybliżeniem można powiedzieć, że powstańczy Mokotów obejmował również tereny dzisiejszego Ursynowa i Wilanowa. Cały ten obszar w czasie konspiracji i przygotowań do Powstania był Obwodem V, który dzielił się na poszczególne rejony.

Rejon w schemacie przygotowania walk i prac konspiracyjnych miał ważne znaczenie w czasie okupacji, natomiast w praktyce w czasie walk powstańczych na Mokotowie te rejony nie miały większego znaczenia, w dużej mierze były zdominowane przez przydzielone walczące tam oddziały Armii Krajowej o konkretnej nazwie i zadaniu.

Jedynym wyjątkiem był tzw. 6 rejon, który od Rakowieckiej do Wyścigów Konnych na południu i Al. Niepodległości do skarpy wiślanej czy do ul. Puławskiej (strony wschodniej) przydzielony "Baszcie".

"Baszta" jako pułk miała na swoim terenie przydzielone odpowiednie działania w rejonie miejsc koncentracji, cele do zdobycia. O pozostałych rejonach można powiedzieć, że na północy czyli na wysokości pl. Unii Lubelskiej od strony Pola Mokotowskiego w rejonie 4 dominowało Zgrupowanie "Zygmunta". Potem był rejon 3 maleńki, wciśnięty pomiędzy pl. Unii Lubelskiej i al. Szucha gdzie była dzielnica niemiecka. Dalej rejon 1 sięgał aż do Szwoleżerów na południu, rejon 2 to obszar Sielc. Rejon 5 na wschód od Puławskiej obejmował dzisiejszą Sadybę. Taki był z grubsza podział na rejony Obwodu V.
Rzeczą charakterystyczną dla V Obwodu był fakt dużego nasycenia placówkami niemieckimi. Zwłaszcza teren z zachodu na wschód wzdłuż ul. Rakowieckiej i przechodzący przez pl. Unii Lubelskiej, Łazienki i Szwoleżerów aż do Wisły był zajęty przez jednostki niemieckie i to dość potężne. Na tej linii gromadziły się różne oddziały niemieckie, SS, przeciwlotnicze, dość mocno obsadzone więzienie na Rakowieckiej, szkoła SGH, SGGW. W ogóle budynki szkół na Mokotowie stanowiły oparcie dla różnych placówek niemieckich.

Idąc w głąb Mokotowa takim pierwszym dużym bastionem była szkoła rękodzielnicza na rogu ul. Narbutta i Kazimierzowskiej. W większości te obiekty miały swoje kryptonimy np. ta szkoła miał kryptonim "Basy". Na Narbutta pod 14 kolejna była szkoła powszechna obsadzona przez Niemców. Cały obszar północny był bardzo obsadzony i umocniony. Natomiast na południu były mocno obsadzone i bronione wyodrębnione obiekty np. Fort Mokotowski przy ul. Racławickiej.

Z jednej strony ulicy w sąsiedztwie fortu było wiele budynków pobudowanych przez warszawskich notabli a w czasie okupacji zajętych przez wysokich oficerów niemieckich, przy okazji każdy z nich miał przy sobie do ochrony sporą jednostkę. Fort Mokotowski był praktycznie nie do zdobycia, co potwierdziła całkowita klęska kompanii O-1 w pierwszym dniu Powstania.

Na ul. Woronicza była szkoła, nosząca dziś imię Królowej Jadwigi, która dała się nam mocno we znaki i która miała duże znaczenie dla walk na Mokotowie. Inna szkoła na ul. Różanej miała mniejsze znaczenie. Były palcówki niemieckie w nowoczesnych domach Wedla przy ul. Puławskiej przy Madalińskiego. Przy ul. Dworkowej była żandarmeria - stacjonowali tam żandarmi rekrutowani z ludności krajów podbitych na wschodzie Europy. Na ul. Willowej była placówka niemieckiej policji, a w takich miejscach jak klasztor na Służewie i wszystkie południowe forty stacjonowały dobrze uzbrojone jednostki niemieckie.

Mokotów miał jedno z ważniejszych zadań w Powstaniu - była to osłona całego Powstania od południa. Na Mokotowie walczyło prawie 6.000 ludzi. Na początku oczywiście było o wiele mniej. Przykładowo pułk "Baszta" mając stan wyjściowy ok. 2.200 żołnierzy zmobilizował 1.965 żołnierzy. Pułk w całości składał się z trzech batalionów: wspomnianego już bat. "Bałtyk", bat. "Karpaty" i bat. "Olza". Każdy batalion miał trzy kompanie, jedynie w bat. :Karpaty" była czwarta kompania łączności tzw. K-4. Ja byłem w kompanii B3 batalionu "Bałtyk".

W pierwszym dniu Powstania właściwie żadnego z wymienionych wcześniej obiektów nie udało się zdobyć. Nawet "Baszta", która była stosunkowo najlepiej uzbrojona i zmobilizowana nie zdobyła w 1-ym dniu wyznaczonych celów. Inne oddziały, takie jak Dywizjon Szwoleżerów, dywizjon 7 pułku ułanów "Jeleń", grupa artyleryjska "Granat", dywizjon Artylerii Konnej, po nieudanych atakach, nie zmobilizowanych w pełnych składach dołączyły do "Baszty".

Sadyba właściwie prawie nie podjęła walk. Nie miała na to dostatecznych sił. Natomiast jeden z batalionów "Baszty" - "Karpaty", który miał za zadanie zdobyć teren Wyścigów Konnych w części je zdobył ale nie zdołał tego utrzymać. Musiał się wycofać i w rezultacie aż dwie kompanie tego batalionu poszły przez dzisiejszy Ursynów i Kabaty do lasów Chojnowskich.

Po niepowodzeniu pierwszego dnia, dowódca pułku "Baszta" ppłk Stanisław Kamiński "Daniel" miał nie lada problem. Był naciskany przez swoich podkomendnych, dowódców batalionów a także innych oficerów, aby wobec zaistniałej sytuacji wyjść z Mokotowa. Warto tu przypomnieć, że podobny przypadek zdarzył się na Żoliborzu - oni w pierwsze 2 dni wywędrowali w kierunku Kampinosu i potem wrócili. Na Mokotowie "Daniel" oparł się żądaniom, żeby wyjść do lasów kabackich i chojnowskich, dozbroić się i wrócić. Były takie możliwości, w tych lasach były możliwe zrzuty. Miało to więc pewne swoje uzasadnienie ale ppłk "Daniel" uważając, że najważniejszą rzeczą jest obrona Powstania od południa zarządził obronę okrężną. Warto zapamiętać tą decyzję bo gdyby decyzja była inna, Powstanie trwające 63 skończyłoby się na pewno dużo wcześniej. Mokotów broniony przez 57 dni stworzył dodatkowe możliwości dla całego Powstania. Jest to wielka zasługa Mokotowa o czym trzeba pamiętać.

Dzięki tej decyzji można było pomyśleć o próbie zdobycia większego terenu i rozszerzeniu Powstania na Mokotowie. "Wrzodem" w tym rejonie była szkoła przy ul. Woronicza. Była ona usytuowana jakby w środku oswobodzonego obszaru i nie dawała możliwości zorganizowania się również naszych służb cywilnych, struktury Państwa Podziemnego i całej struktury cywilnej, która zaczęła odżywać i krzepnąć.

Drugiego dnia Powstania udało się zgromadzić odpowiednie siły dla zdobycia szkoły na Woronicza. Ja również wraz z moją kompanią brałem udział w zdobyciu szkoły. Akcją dowodził bezpośrednio sam "Daniel". W szkole stacjonowała kompania rowerzystów - było ich kilkuset. Niemcy wystraszeni atakiem powstańców wykorzystując sprzyjający moment uciekli.

Zdobycie szkoły na Woronicza pozwoliło na powstanie czegoś co potem nazwaliśmy Rzeczpospolitą Mokotowską. Mieliśmy wolny teren od Al. Niepodległości aż po Sadybę. Wyjaśniła się sytuacja batalionu Karpaty, który przeszedł co prawda dwoma kompaniami do lasów kabackich ale teren patrolowany przez "Basztę" sięgał prawie do Al. Wilanowskiej i do dworca Południowego. Dworca Południowego już nie ma ale w świadomości historycznej Warszawiaków on istnieje. Na południu byliśmy dość daleko. Można się było nawet kontaktować z niektórymi innymi jednostkami.

Teraz na Mokotowie nastąpiły fakty, o których warto wiedzieć. Na ogół mówi się, że Powstanie było zrywem, oczywiście przygotowanym, ale wynikającym z chęci zemsty, odzyskania niepodległości i wolnej Polski. Oczywiście te emocje odgrywały wielką rolę, ale czasami spotykamy się z opinią, że Powstanie było niezdarnie dowodzone, nie miało konkretnych planów.

Chciałbym temu zaprzeczyć. Oczywiście straty były ogromne. My obliczyliśmy, że na Mokotowie zginęło około 1.700 powstańców - tylko na Mokotowie. Zginęło też bardzo dużo ludności cywilnej zabitej także w sposób zorganizowany przez Niemców, zwłaszcza przez wspomnianych wcześniej żandarmów z ul. Dworkowej, którzy systematycznie niszczyli całe ulice, np. ul. Olesińską gdzie mieszkałem. Moja rodzina szczęśliwie ocalała, ale straciliśmy wszystko. Tam mieszkańców całej ulicy żandarmi zgarnęli do piwnic i rozsiekli granatami. Uratowały się tylko jednostki a kilkaset osób z tylko jednej ulicy zginęło.

Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy - warto o tym wiedzieć. Obwód powinien mieć dowódcę i cały sztab. W rzeczywistości tak było i nie było. Formalnie - w budynku Zakładu Higieny na ul. Chocimskiej 22 miał swoją siedzibę sztab Obwodu z płk Aleksandrem Hrynkiewiczem "Przegonią", który od 2 do 4 sierpnia nie włączył się do walki a potem z całym sztabem przeniósł się do lasów chojnowskich do Piaseczna i do Powstania nie wrócił.

A jednak Powstanie na Mokotowie było sprawnie dowodzone. Siłą faktu ppłk "Daniel" dowódca "Baszty", mając największą siłę na Mokotowie i największą swobodę działania stał się faktycznym dowódcą całego obwodu i tę funkcję pełnił do czasu kiedy płk "Monter" (Antoni Chruściel) mianował następnego dowódcę Obwodu ppłk Karola Rokickiego "Karola". Zrealizowane zostało wiele zamierzeń. Były różne skuteczne wypady, poszerzenia, trudno nawet o tym szczegółowo opowiadać ale powstał jednak ukształtowany obszar opanowany przez powstańców.

W międzyczasie nastąpiły następujące fakty. Dowódca Armii Krajowej "Bór" wydał 14 sierpnia rozkaz przyjścia oddziałów AK na pomoc Warszawie. Wiadomość ta dotarła między innymi do lasów chojnowskich. W międzyczasie doszły tam oddziały AK, które wycofały się z Ochoty zdobytej przez Niemców. Ochota padła, jak wiadomo, najwcześniej i najbliższym terenem odwrotu dla powstańców były Lasy Chojnowskie. Między innymi przybył tam płk Mieczysław Sokołowski "Grzymała". W związku z poleceniem "Bora" powstała myśl aby z lasów chojnowskich wezwać przebywające tam kompanie "Baszty" oraz wojska znajdujące się w tamtejszym 5 Rejonie "Obroży" (na obwodzie Okręgu Warszawskiego istniało 8 rejonów zorganizowanych w VII Obwód "Obroża"). W lasach chojnowskich zaczęły się przygotowania do powrotu. Najdogodniej było przejść skrajem skarpy wiślanej przez Kabaty, Wilanów na Sadybę. To nastąpiło w nocy z 18/19 sierpnia.

Tu ważna informacja. Dowódca Powstania "Monter" wydał w międzyczasie rozkaz, nie jest do ko końca wyjaśnione, czy był on skierowany bezpośrednio do ppłk "Daniela", czy przyniósł go ze sobą mianowany w drugiej połowie sierpnia ppłk Karol Rokicki - dowódca całego obwodu mokotowskiego. Zaczęto tworzyć odpowiednie siły do przebicia się i połączenia Mokotowa ze Śródmieściem wzdłuż ul. Czerniakowskiej z południa na północ. Od strony Śródmieścia rozkaz uderzenia zgrupowanie miało "Kryska", które walczyło na terenie Czerniakowa. W wyniku wspólnej akcji miało nastąpić połączenie ze Śródmieściem.

Żeby móc wyruszyć zorganizowanymi siłami na północ trzeba było mieć zorganizowaną Sadybę od południa jako skuteczną osłonę takiego zamierzenia. W nocy z 18/19 sierpnia płk Mieczysław Sokołowski "Grzymała", jako dowódca dwóch kombinowanych batalionów z lasów chojnowskich przeprowadził na Sadybę część wojska. Było trochę niepowodzeń, zginął pod Wilanowem ppłk Sokołowski, część żołnierzy wróciło z powrotem do lasów chojnowskich, przyszli za kilka dni. Główna siła ok. 600 żołnierzy przeszła na Sadybę, w tym jednostki "Baszty" z batalionu "Karpaty" i powstała tam dostateczna siła do powstania i obrony Sadyby.

W tym momencie można było myśleć o połączeniu ze Śródmieściem. Od 26 sierpnia, na wysokości ul. Chełmskiej przy Czerniakowskiej były zmobilizowane dwa bataliony pod dowództwem ppłk Leona Faleńskiego "Gryfa". Należy tu wspomnieć, że na Mokotowie do szczebla kompanii dowództwo było złożone z zawodowych oficerów, na ogół było to bardzo pozytywne. Niektórzy z nich dowodzili jeszcze w I wojnie światowej i wojnie bolszewickiej (jak np. sam "Daniel"), młodsi natomiast byli wychowani w odpowiednim duchu w Polsce międzywojennej - w dobrze zorganizowanym, wg opinii fachowców, wojsku. Byli także oficerowie wyszkoleni na Zachodzie, z przygotowaniem komandoskim - cichociemni.

Jeśli chodzi o Faleńskiego był to raczej "administracyjny" pułkownik z kwatermistrzostwa, ale ponieważ miał wysoki stopień dostał takie zadanie. Dowódcy obu batalionów: mjr "Majster" z bat. "Karpaty" i mjr "Garda" cichociemny obaj zdali egzamin.

Te dwa bataliony posuwając się równolegle w nocy z 26/27 sierpnia doszły do koszar niemieckich na ul. Podchorążych. Został zdobyty gmach szpitala Nazaretanek. Niektóre plutony poszły nawet wschodnią stroną Czerniakowskiej aż do stacji pomp, ale przewaga sił niemieckich była zbyt wielka. Zgrupowanie "Kryska" się nie ruszyło - z tamtej strony wsparcia nie było. Pojawiły się natomiast czołgi niemieckie skutecznie wypierające stosunkowo dobrze jak na warunki powstania uzbrojonych powstańców. Jednak broni ciężkiej nie było w ogóle. Dwa dni utrzymywano możliwość przebicia się, potem trzeba było się wycofać.

Zdarzyły się jeszcze dwa ważne przypadki. Ostatniego dnia sierpnia Niemcy zbombardowali dwa, wyraźnie oznakowane, szpitale. Jeden szpital był na ulicy Chełmskiej, powszechnie nazywany "prijut", bo pierwotnie był to zakład schronisko dla sierot, a potem w pierwszych dniach Powstania budynek został przejęty przez przesunięty ze Śródmieścia szpital Ujazdowski. Niemcy przepuścili jakoś jego personel wraz z chorymi. Wśród pacjentów tego szpitala było wielu ciężko rannych, w tym także z boju o połączenie ze Śródmieściem. Dostarczono ich tu dla ratowania życia i ponieśli w nim śmierć paląc się żywcem lub skacząc z pięter. Następnego dnia zbombardowano drugi szpital Elżbietanek, który był centralnym punktem szpitalnym Mokotowa.
Mokotowski szpital Elżbietanek ma swoją odrębną historię. W czasie okupacji był to szpital niemiecki obsługiwany przez niemiecki personel. Główny człon personelu medycznego i pomocniczego został wycofany bezpośrednio przed wybuchem powstania. Powstańcy trafili tu drugiego dnia wycofując się z "Basów" i zastali zamkniętą bramę. Po pertraktacjach drzwi otworzono szpital został uruchomiony. Mieliśmy tu wspaniałą służbę sanitarną, naszych lekarzy, nasze doskonale przygotowane koleżanki sanitariuszki. Wszystko to powodowało, że szpital znakomicie funkcjonował. Jak już wspomniałem oba szpitale były wyraźnie oznakowane i piloci Sztukasów doskonale wiedzieli co bombardują.

Tak zaczął się wrzesień. W tym czasie w centrum Mokotowa trwało "normalne" życie. Walki toczyły się w skoordynowany sposób na obrzeżach. W środku dzielnicy powstawały różne elementy Polskiego Państwa Podziemnego; administracja, zaopatrzenie, odkopywanie zasypanych, bo bombardowanie trwało nieustannie, nie tylko z powietrza ale także w wyniku ostrzału przez wielolufowe bronie odrzutowe tzw. szafy. Były wydawane pisma m.in. Biuletyn "Baszta", powstawały piosenki: Markowski i Jezierski stworzyli "Marsz Mokotowa" "Małą dziewczynkę z AK" nie mówiąc już o "Małgorzatce". Taka sytuacja trwała w Rzeczpospolitej Mokotowskiej od momentu zdobycia szkoły na Woronicza do września.



Ze wspomnień Wojciecha Militza ps. "Bystry", kompania B-3, batalion "Bałtyk" pułk "Baszta" - dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944.


Brak komentarzy: